
Jesień rozpoczęła się już jakiś czas temu. Jednak dopiero od kilku dni zaczął panować prawdziwy listopad-jesienny*.
Deszcz i wiatr za oknem nie zachęca do spacerów. Jedynym słusznym wyborem było pozostanie w ciepłym mieszkaniu i zajęcie się bardzo-ważnymi-sprawami.
Tak też, Maugo zdecydowała że kaloryfer i Tatuś Muminka** to odpowiedni kompani.
Natomiast Anna postanowiła rozprawić się z dynią.
Co z tego powstało?
Konfitura dyniowa.
Pierwotnie przepis pochodzi z bloga White Plate (który obie chętnie odwiedzamy tak na marginesie), a konkretnie stąd.
Jednak w wyniku kilku drobnych (i nieco większych) modyfikacji, przepis został wzbogacony o kilka szczegółów.
Przepis
Aby przygotować konfiturę dyniową w wersji Anny Marii potrzebujesz:
około 2kg dyni
0,5kg cukru (albo więcej, albo mniej)
2 czerwone grejpfruty
2 cytryny
1 pomarańcza
korzeń imbiru wielkości kciuka
imbir suszony
goździki
cynamon
Gdy zgromadzisz już wszystkie niezbędne składniki możesz przystąpić do pracy.
Na początek, obierz dynię. Następnie pokrój ją w kostkę (Maugo twierdzi, że chciałam zrobić dynię kandyzowaną... polecam więc kostkę około jedno centymetrową).
Kosteczki zasyp cukrem,dodaj sok z grejpfrutów, wymieszaj i zostaw na noc.
Następnego dnia odcedź dynię (podobno kandyzowaną, ale ja na te złośliwości nie będę reagować) i umieść ją w głębokim garnku/rondlu bądź (co polecam) w woku.
Dodaj trochę syropu z którego dynię wyłowiłeś, dodaj sok z cytryny, przyprawy wedle uznania i skórkę z pomarańczy (otartą lub pokrojoną w kosteczkę).
Smażyć konfiturę na małym ogniu często mieszając przez około pół dnia.
Na sam koniec, zapakować do słoiczków, schować w ciemnej szafce i wyjąć w listopadzie (albo zaraz, za chwilę).
Smacznego. (Jest pyszna!)
*Listopad? Przecież mamy dopiero październik!- to pewnie przeszło Ci przez myśl drogi czytelniku... ale, nic bardziej błędnego. Otóż, w naszym kraju istnieje najdłuższa pora roku zwana LISTOPADEM. Trwa od końca września aż do kwietnia i dzieli się na: listopad-jesienny (zimno, deszcz, ale za to zdarzają się słoneczne dni i drzewa wciąż są kolorowe), listopad-zimowy (najdłuższy i najstraszniejszy, awansował do rangi zimy), listopad-wiosenny (zimno, pada, śnieży, zaczyna się około 21 marca i wszyscy myślą już o sandałkach i kwiecistych bluzeczkach).
**Oprócz Tatusia Muminka była też i Mamusia, prawdopodobnie Muminek również. Jednak, jak się okazało, znany dr. H. miał większą siłę przebicia i Dolina Muminków miała jednak spokój.
naleśnika z konfiturą mi potrzeba. i kawy z syropem.
OdpowiedzUsuń(jest mi tak przeraźliwie zimno, że zawijam się w koc i czekam aż przejdzie listopad)